Wiersz Cypriana Norwida SIEROTY











>> YOUR LINK HERE: ___ http://youtube.com/watch?v=N2jb8pklRhg

Doceniasz moją aktywność - postaw mi kawę: • https://buycoffee.to/szeptslow Subskrybuj by wesprzeć nasz kanał! • ...Wiersz Cypriana Norwida • SIEROTY • Czy widziałeś sieroty, co w nabrzmiałym oku • Gwałtem budzą wesołość, a ta, wysilona, • Na chwilę tylko błyśnie i po chwili kona, • Zanurzając się w łoże chmurnego obłoku? • Biedne dzieci! szczęśliwe, jeśli przy nich czasem • Ktoś o zmarłych rodzicach napomknie nawiasem, • Bo wtedy w młode serca taka lubość płynie, • Jak w lilie, które zaraz otwierają usta, • Skoro promień słoneczny spod chmur się wywinie. • Biedne dzieci! z was często zamożna rozpusta • Wyśmiewa się bezkarnie; a starsi tłumaczą, • Że to dobrze: bo czemuż głupie dzieci płaczą ? • I znów wchodzi Wesołość, jak gość nieproszony, • Lub jak polny fijołek zagmatwany w cierni, • Gdy zwiędną wkoło niego towarzysze wierni, • A on drży, patrzy, blednie, bo na wszystkie strony, • Dokąd tylko błękitnym okiem dojrzeć może, • Wszędzie wiją się, plączą, kolczyste obroże. • Lecz nie wszystkie sieroty są tak nieszczęśliwe... • Ja widziałem młodzieńca, co w okropnej nędzy • Dniem i nocą pracował, by dostać pieniędzy, • Pieniędzy! które swoim przeważnym ciążeniem • Przytrzymywały jego matkę na tym świecie. • Teraz zaś młody człowiek sam został, z wspomnieniem, • Że gdy matka konała, • Jego czoło uwiędłą ręką przeżegnała; • I tak mu było błogo jak po deszczu w lecie, • Lub jak gdyby przechodząc dotknął się anioła, • Który wieczorem stawa przy wschodach kościoła. • Widziałem jeszcze potem innego sierotę, • Jak w wygodnym powozie przebiegał ulice, • Śmiał się do wszystkich głośno, miał rumiane lice • I różne cacka złote. • Lecz on nie był sierotą; on w języku nowym • Nieutulonym w żalu się nazywa; • I tak to zwykle piszą w liście pogrzebowym, • Który krewnych, przyjaciół i znajomych wzywa. • Potem widziałem znowu młodego człowieka, • Od którego tłum ludzi pobożnych ucieka, • A gdy ku niemu oczy obróci łaskawe, • To całej ciżby tłumne, stuoczne spojrzenie • On przyjmuje jak gdyby rzucone kamienie! • Bo on jest dziecię nieprawe. • On, tymi spojrzeniami wciąż kamienowany, • Czuje wszystkie i mógłby policzyć, jak rany, • Więc gorzko płacze. • A chociaż ma rodziców, nie wie ich siedliska, • I nieraz bije czołem w pałac granitowy, • W którym nieznany ojciec na puchach spoczywa, • I nieraz z Losem wściekłe prowadzi rozmowy, • Gdy ten pięknie wschodzące nadzieje wyrywa. • Nieszczęśliwy! wpadł jako motyl do mrowiska, • Co na próżno wytęża poszarpane skrzydła, • Na próżno chce polepszyć to życie tułacze, • Bo go zewsząd nieznane obiegły straszydła, • I przy nim, na nim, siedzą, • Przed nim, za nim, się wleką, • I biedne ciało sieką, • I biedne życie jedzą. • W końcu spotkałem jeszcze dziwnego człowieka, • Który po swych rodzicach nie nosił żałoby, • Nie rozpaczał przy ludziach, nie chodził na groby; • Lecz czasem tylko jego zapadła powieka • Przyjmowała do siebie promyczek wesela, • A ten tak blado, drżąco spod rzęsów wystrzela, • Jakby się od księżyca nauczył mrugania. • Ten człowiek od pierwszego z światem przywitania • Był bardzo nieszczęśliwy, ale się nie zrażał, • Patrzył w niebo i, pełniąc swoje obowiązki, • Na ziemię mało zważał. • On nawet w drobnych rzeczach był prześladowany, • Jakby go los trefnisiem dla siebie uczynił; • On często cierpiał potwarz, choć nic nie zawinił; • On, pragnąc zerwać różę, rwał ostre gałązki... • Ten więc człowiek, sierota, od nieszczęść ścigany, • Patrząc w górę, ze świętym uśmiechem proroctwa • Mówił do mnie, że nie ma bynajmniej sieroctwa! • Ja zaś jakoś niechcący ku niebu spojrzałem, • A niebo było gwiaździste; • W gwiazdach więc tajemnicę tych słów wyczytałem, • Bo one tam wyraźne były, oczywiste; • Potem, gdy dusza swego skosztowała chleba, • Nie mogłem się już więcej oderwać od nieba, • Które mnie wciąż ciągnęło silnym, wonnym • tchnieniem. • I wtedy to ja, wziąwszy mój łzawy różaniec, • Zmówiłem na nim pacierz - potężnym milczeniem. • Teraz zaś, widząc, słysząc tyle rzeczy nowych, • Do was biegnę, wam prawdy przynoszę kaganiec, • Wam, biednym bladym dzieciom z nabrzmiałą powieką, • Co samotne jesteście w tłumach pogrzebowych, • I samotne musicie patrzyć na to wieko, • Które tak silnie serca wasze przyskrzypnęło, • Które przed wami wszystko na świecie zamknęło! • O, wy jesteście kwiatki, które Los szaleniec • Skręca, plecie, usiadłszy na najświeższym grobie, • Skręca, przędzie i plecie na torturach wieniec, • Aby nim dzikie skronie przyozdobić sobie.

#############################









New on site
Content Report
Youtor.org / YTube video Downloader © 2025

created by www.youtor.org